Mogłabym narzekać cały dzień i noc, jeszcze jutro i pojutrze
na to co mnie dzisiaj (nie)przyjemnego spotkało w ośrodku zdrowia, do którego
ledwo doszłam z gorączką ponad 39*C. Zerwałam się z łóżka na siłę, bo
wiedziałam, że raczej nikt mnie dobrowolnie zarejestrować nie pójdzie, a
telefonicznie to nawet nie ma co próbować. Ja osobiście nigdy się nie
dodzwoniłam. Zastanawia mnie też fakt, jakim cudem do każdego lekarza jest po
23 pacjentów o godzinie 7, skoro rejestracja jest od 6:45? Przemilczę. Stałam w
kolejce chyba z 45 minut zanim upatrzyłam sobie ławkę, na której siedziała już
jakaś babcia. W kolejce przewaga babć i dziadków, ale ja musiałam sobie usiąść,
bo bym się chyba przewróciła. Przy okienku rejestracji okazało się, że mojej
lekarki jak zwykle nie ma więc mówię, że chcę się dostać do obojętnie jakiego
lekarza, tylko, żebym czekać nie musiała za długo, bo nie wysiedzę tutaj. Chyba
mi uwierzyła, bo zapisała mnie do jakiegoś lekarza mówiąc, że mogę iść jeszcze
teraz do jednej lekarki ale musiałabym zapewne poczekać. Stwierdziłam, że wolę
wrócić do domu, zażyć coś na zbicie gorączki, niż z gorączka czekać na
przyjęcie. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Po drodze zdążyłam zapomnieć nazwisko
lekarza i nr pokoju. Zapamiętałam tylko godzinę. Odwiedziłam też aptekę, na
której otwarcie musiałam czekać ok. 15 minut. Zmarzłam ale opłacało się bo
specyfik pozbawił mnie tej cholernej gorączki. Wymusiłam na tacie, żeby zawiózł
mnie do lekarza, bo drugi raz bym tam już nie doszła. Co kawałek musiałabym się
zatrzymywać, bo dostawałam takiej zadyszki. Dotarłam do ośrodka na 12. Czekamy
sobie na poczekalni jakieś 40 minut, dowiadując się przez przypadek, że lekarza
dzisiaj nie będzie. Mój zrzędzący tata, moje złe samopoczucie, pomruki
zdenerwowanych pacjentów, yeah to jest to. No i cóż. W tył zwrot do rejestracji
marsz. Mało brakło, a bym tam kogoś udusiła. Jak można zarejestrować pacjentów
do lekarza, który nie przyjmuje? OK., tłumaczyły się, że nie wiedziały. No
dobra, ale kiedy już się dowiedziały to czy nie mogła chociaż jedna panienka z okienka
ruszyć 4 liter
na drugie piętro i udzielić informacji? Jak widać nie. Przeniosła nasze
kartoteki do lekarza, który miał się zjawić o 14… czyli ponad godzina czekania
i nie wiadomo, o której przyjęcie. Powiedziała mi, że jeśli tak bardzo źle się czuję
mogę podejść do jednej lekarki czy by mnie jeszcze nie przyjęła. Niestety. Jak
się później dowiedziałam to jedna z osób, która wyżej sra niż dupę ma. Oczywiście
odmówiła. Ja to sobie przetłumaczyłam na swój tolerancyjny sposób, że może spieszyła się do inne pracy? No i nie pozostało mi nic innego jak czekać kolejną godzinę, a
właściwie godzinę i 30 minut, bo przecież lekarz nie przyjął mnie pierwszej. Miał
swoich pacjentów, proste i zrozumiałe. Całe szczęśćcie, że moją kartotekę kobietka
dała prawie na sama górę, bo znowu zaczynałam mieć dreszcze. Nie mogłam dojść z
ośrodka na parking, co jest najlepszym potwierdzeniem tego jak fatalnie się czułam/czuję.
Dawno mnie tak nie trafiło!!! 8 lat temu, przed studniówką :D
Mam chociaż nadzieję, że jutro będzie lepiej, i że nie zarażę
taty, który na pewno do lekarza się nie wybierze. Eh…
Jak dobrze, że moja kochana mamuśka pracowała w przychodni na osiedlu. Dzięki temu omijają mnie takie atrakcje
OdpowiedzUsuńMoją przyjaciółkę też. Ostatnio była wielce zaskoczona jak jej opowiedziałam, co przeciętny pacjent musi zrobić by dostać się na badanie krwi/moczu. Ona nawet nie wiedziała, że trzeba skierowanie :D Dlaczego nikt z mojej rodziny nie pracuje w ośrodku?!
Usuń