poniedziałek, 21 stycznia 2013

Cyrk na kółkach w ośrodku zdrowia

Mogłabym narzekać cały dzień i noc, jeszcze jutro i pojutrze na to co mnie dzisiaj (nie)przyjemnego spotkało w ośrodku zdrowia, do którego ledwo doszłam z gorączką ponad 39*C. Zerwałam się z łóżka na siłę, bo wiedziałam, że raczej nikt mnie dobrowolnie zarejestrować nie pójdzie, a telefonicznie to nawet nie ma co próbować. Ja osobiście nigdy się nie dodzwoniłam. Zastanawia mnie też fakt, jakim cudem do każdego lekarza jest po 23 pacjentów o godzinie 7, skoro rejestracja jest od 6:45? Przemilczę. Stałam w kolejce chyba z 45 minut zanim upatrzyłam sobie ławkę, na której siedziała już jakaś babcia. W kolejce przewaga babć i dziadków, ale ja musiałam sobie usiąść, bo bym się chyba przewróciła. Przy okienku rejestracji okazało się, że mojej lekarki jak zwykle nie ma więc mówię, że chcę się dostać do obojętnie jakiego lekarza, tylko, żebym czekać nie musiała za długo, bo nie wysiedzę tutaj. Chyba mi uwierzyła, bo zapisała mnie do jakiegoś lekarza mówiąc, że mogę iść jeszcze teraz do jednej lekarki ale musiałabym zapewne poczekać. Stwierdziłam, że wolę wrócić do domu, zażyć coś na zbicie gorączki, niż z gorączka czekać na przyjęcie. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Po drodze zdążyłam zapomnieć nazwisko lekarza i nr pokoju. Zapamiętałam tylko godzinę. Odwiedziłam też aptekę, na której otwarcie musiałam czekać ok. 15 minut. Zmarzłam ale opłacało się bo specyfik pozbawił mnie tej cholernej gorączki. Wymusiłam na tacie, żeby zawiózł mnie do lekarza, bo drugi raz bym tam już nie doszła. Co kawałek musiałabym się zatrzymywać, bo dostawałam takiej zadyszki. Dotarłam do ośrodka na 12. Czekamy sobie na poczekalni jakieś 40 minut, dowiadując się przez przypadek, że lekarza dzisiaj nie będzie. Mój zrzędzący tata, moje złe samopoczucie, pomruki zdenerwowanych pacjentów, yeah to jest to. No i cóż. W tył zwrot do rejestracji marsz. Mało brakło, a bym tam kogoś udusiła. Jak można zarejestrować pacjentów do lekarza, który nie przyjmuje? OK., tłumaczyły się, że nie wiedziały. No dobra, ale kiedy już się dowiedziały to czy nie mogła chociaż jedna panienka z okienka ruszyć 4 liter na drugie piętro i udzielić informacji? Jak widać nie. Przeniosła nasze kartoteki do lekarza, który miał się zjawić o 14… czyli ponad godzina czekania i nie wiadomo, o której przyjęcie. Powiedziała mi, że jeśli tak bardzo źle się czuję mogę podejść do jednej lekarki czy by mnie jeszcze nie przyjęła. Niestety. Jak się później dowiedziałam to jedna z osób, która wyżej sra niż dupę ma. Oczywiście odmówiła. Ja to sobie przetłumaczyłam na swój tolerancyjny sposób, że może spieszyła się do inne pracy?  No i nie pozostało mi nic innego jak czekać kolejną godzinę, a właściwie godzinę i 30 minut, bo przecież lekarz nie przyjął mnie pierwszej. Miał swoich pacjentów, proste i zrozumiałe. Całe szczęśćcie, że moją kartotekę kobietka dała prawie na sama górę, bo znowu zaczynałam mieć dreszcze. Nie mogłam dojść z ośrodka na parking, co jest najlepszym potwierdzeniem tego jak fatalnie się czułam/czuję. Dawno mnie tak nie trafiło!!! 8 lat temu, przed studniówką :D

Mam chociaż nadzieję, że jutro będzie lepiej, i że nie zarażę taty, który na pewno do lekarza się nie wybierze. Eh…

2 komentarze:

  1. Jak dobrze, że moja kochana mamuśka pracowała w przychodni na osiedlu. Dzięki temu omijają mnie takie atrakcje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moją przyjaciółkę też. Ostatnio była wielce zaskoczona jak jej opowiedziałam, co przeciętny pacjent musi zrobić by dostać się na badanie krwi/moczu. Ona nawet nie wiedziała, że trzeba skierowanie :D Dlaczego nikt z mojej rodziny nie pracuje w ośrodku?!

      Usuń