Hurra! Dostałam rodzinne zezwolenie na opuszczenie domowego więzienia. No w końcu! Dawno nie czułam się tak podekscytowana zwyczajnym wyjściem na codziennie zakupy. Co też choroba potrafi zrobić z człowiekiem, nie? Mam nadzieję, że ta nadmierna głupawka i podniecenie nie są jakimś skutkiem ubocznym moich jakże cudownych leków. Tak, tak... wiem. Głupawkę to ja mam nie od dziś i kto mnie zna to wie, że to wcale nie od leków ani od tego, że po prostu tyłek mi ożył po wcześniejszym zdychaniu i leżeniu w wyrku. A jutro wyjdę z czterech ścian, zobaczę nie widziany od tygodnia (nie przez szybę) śnieg, pooddycham sobie wspaniałym, mroźnym powietrzem i będzie cud, miód. I... i.... umówiłam się z instruktorem na jazdę. Ja współczuję po raz kolejny jemu, sobie i wszystkim uczestnikom ruchu drogowego, bo... uwaga, nie jeździłam nigdy w deszczu, a co dopiero w taką uroczą zimę. Na dodatek w piątek ma być ślizgawica, zawierucha i w ogóle to ja się zastanawiam czy powinnam wtedy wsiadać za kierownicę. Ale okej. Ostatecznie ufam mojemu instruktorowi bardziej niż sobie, o czym on doskonale wie więc.... nie przesadzę mówiąc, że moje życie w jego rękach :D No, co.... dodaję sobie odwagi, bo jakoś ten śnieg mnie nie zachęca, a wręcz demotywuje.
Dobra... Obiecuje, że postaram się nie wjechać w żadnego przechodnia, tym bardziej w jadącego po chodniku na rowerze! Tak... zdarzyło mi się to... raz. Z przykrością muszę stwierdzić, że ze stresu zamknęłam oczy, a na ciche i spokojne pytanie 'Madziu co Ty zrobiłaś?' odpowiedź brzmiała 'nie wiem'. Taaa...
Zdam ten cholerny egzamin. Zobaczycie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz