Jak na złość zapomniałam na noc wyłączyć wifi w telefonie i ok.
10 obudził mnie fejsbukowy spam przyjaciółki, a właściwie urocze ‘bzzz bzzz’ obwieszczające
wszem i wobec, że przyjaciółka udostępniła kolejną głupotkę na swym wspaniałym
profilku. A tak mi się dobrze spało! Zważywszy na to, że nie spałam prawie trzy
noce przez to cholerne choróbsko, to byłam aż sama na siebie zła, że dałam się
tak łatwo wybudzić. Trudno się mówi i
śpi się dalej… No, nie do końca, nie mogłam już zasnąć. Spojrzałam niechętnie
na leki i stwierdziłam, ze wypadałoby też coś zażyć, coś łyknąć, coś zjeść, a
właściwie w odwrotnej kolejności to wszystko ale nie miałam ochoty wyłazić z łóżka,
toteż poleżałam sobie jeszcze godzinkę. Czuję się już lepiej, gorączki nie mam
tylko tak potwornie mnie kaszle, że aż wszystko mnie od tego boli. Wdech i
wydech, jakoś przeżyję.
Spojrzawszy w lustro stwierdziłam, że jak będę siebie
oglądała taka zaniedbaną codziennie, to ja nigdy nie wyzdrowieje. Strzeliłam
sobie delikatny makijaż, o! Bo chory człowiek w makijażu wygląda zdecydowanie
lepiej niż bez. Niech żyje moja ponadprzeciętna, życiowa filozofia. Jak by na
to jednak nie spojrzeć przynajmniej co nieco zatuszowałam zaczerwienienie wokół
oczu i ogólną bladość mojej cudownej cery. Wyglądam na zdrowszą! Taki właśnie
efekt chciałam uzyskać :P Nie ma to jak oszukiwać samą siebie ale naprawdę poczułam
się lepiej. Działa? Działa.
Teraz pora na mały porządek i ogarnięcie swojej piaskownicy.
Wiadomo przecież, ze jak człowiek jest słaby i ledwo zipie to odkłada obojętnie
gdzie, obojętnie co byleby tylko się nie zmęczyć. Takim oto sposobem zrobiłam
sobie spory bałaganik, na który już serdecznie patrzeć nie mogę. Zatem idę
sprzątać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz