wtorek, 15 stycznia 2013

Czosnek, czosneczek...

http://www.ogrodniczyraj.pl/
Zatoki, zatoki, zatoki moją zmorą, a właściwie zatoki, zatoki, chore zatoki i ten katar, który nie chce się z nich wydobyć, cholera. Postanowiłam wypróbować metodę mojej koleżanki, która zaleciła mi inhalacje czosnkiem. Fuj, no ale niech będzie. Brzmi tak naturalnie, że nie miałam żadnych obiekcji do tego, aby to sprawdzić. No ale… już na samym wstępie pojawiły się problemy. Gaza… Co? Gaza? W moim domu? Śmiech na sali. Nie uświadczysz u mnie żadnych plastrów opatrunkowych, leków na przeziębienie czy innej aspiryny, a woda utleniona to już dawno jest przeterminowana. To woła o pomstę do nieba… Chociaż chwileczkę, jest aspiryna! Wow! No ale gazy nie ma więc zaczęłam myśleć na co wywalić ten czosnek, aby wrzątek mógł sobie spokojnie przezeń parować… No jak nic przydałaby się jakaś stara, bawełniana szmata. Szmata? To może stara poszewka? Genialny pomysł. No i znowu pojawiły się schody. Poszewka to by się może znalazła, ale… nowa. O zgrozo! No nie potnę nowej poszewki na chwilę wątpliwej przyjemności. Nie? Mama mnie kiedyś zamorduje :P Wybrałam taką, która wyglądała na najbardziej zniszczoną i wycięłam z niej kwadracik pożądanych rozmiarów. Trudno! Trzeba było tak często nie wywalać ‘niepotrzebnych’ rzeczy, które w istocie często okazują się niezbędne. Ten czosnek ostro przeżarł mi coś w nosie i dalej, bo czuję go do tej pory. No nic, może akurat ta allicyna w jakimś niewielkim stopniu mi pomoże. Za dwa dni powtórzymy ten smrodliwy rytuał. Ostatecznie wolę to, niż ból, chociaż czosnek to ja lubię tylko w takiej postaci jak na załączonym obrazku. Dla ogrodników żadna nowość: czosnek olbrzymi (Allium giganteum)

Swoją drogą, mam nadzieję, że wywaliłam ten cholerny kod obrazkowy, bo za pierwszym razem chyba nie do końca podziałało. Grr… ależ ja tego nie cierpię!   Wierzcie bądź nie, ale mam problemy z udowadnianiem tego, iż nie jestem komputerem :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz