środa, 2 stycznia 2013

Metoda małych kroczków



Od dawna nosiłam się z zamiarem realizowania niedokończonych spraw oraz małych bądź większych postanowień tudzież marzeń. Może zabrzmi to śmiesznie ale uwielbiam barszcz kiszony, do którego zabierałam się od 5 lat. Problem polegał głównie na tym, że ogromny słoik, w którym miał zostać zrobiony spoczywał gdzieś w piwnicy bądź garażu. To dwie czarne dziury! Jak coś tam już spocznie to na wieki wieków amen. Ale dzisiaj uparłam się by tata mi go przyniósł, ha! Nie wiem co wyjdzie z mojego wynalazku bo przepis domowy jaki znalazłam był z tych ‘na oko’ (trochę selera, pęczek czosnku, 1 marchewka, 1 pietruszka, BURAKI i zalać to wszystko przestudzoną wodą z solą i cukrem do smaku). Jakieś proporcje chyba powinny być zachowane, prawda? Jak widać, nie w tym przypadku. No trudno.  Jak nie wyjdzie to wysilę się bardziej i znajdę jakiś przepis w Internecie, czego serdecznie nie znoszę.  W sprawach kulinarnych lubię kombinować sama, a co. 

Dzisiaj też stwierdziłam, że przestanę wszystko odkładać na jutro. Z tego jutra nigdy jeszcze nic nie wyszło. Wszystko zawsze robiłam na ostatnią chwilę. O dziwo zawsze ze wszystkim się wyrabiałam, pomijając 2 pracą magisterską, którą chciałabym napisać ale… czy to ma sens? Lepiej się nad tym nie zastanawiać, bo odpowiedź jest prosta – NIE. Nawet nie wiem czy będę miała jakąkolwiek satysfakcję, bo nikt przecież tego nie doceni. Będzie mnie to kosztowało sporo wysiłku przede wszystkim w tym, aby przekonać samą siebie do tego, że ma to sens. Póki co skupiam się na zdrowszym trybie życia, a to kosztuje mnie wiele stresu i nerwów. 

Zobaczymy, zobaczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz